Razem przeciw wykluczeniu społecznemu

Logo BIP
Biuletyn informacji publicznej

Wyszukiwarka

Przejdź do: strona główna
Przejdź do: mapa serwisu
Przejdź do: Kontakt
Przejdź do: Wersja kontrastowa serwisu


Menu główne



Historia bezdomnego strzelczanina

20 lutego 2013
Historia bezdomnego strzelczanina - beneficjenta Projektu „Razem przeciw wykluczeniu społecznemu” jest dowodem na to że można wyjść z bezdomności.
Standard Streetworking realizowany w Gminie Strzelce Opolskie w ramach projektu 1.18 uzyskuje założone cele i pozytywne efekty. Z obserwacji, statystyk i systematycznego monitoringu wynika, iż mamy coraz mniej osób bezdomnych i zagrożonych bezdomnością w naszej Gminie. Niech przykładem, że każdemu może się udać, będzie poniższa historia. Jak to nasz bohater powiedział: „każdemu może się udać i wszystko jest możliwe, jak się pracuje z głową.

Przed bezdomnością

Mieszkałem w Strzelcach Opolskich wraz z rodziną. Od dawna miałem problem z alkoholem, po pracy najczęściej kończyłem dzień zakrapianą imprezą. Miałem też przez pewien czas dziewczynę, była bardzo w porządku, aż za w porządku jak dla mnie... Powiedziałem, żeby odeszła ode mnie, bo nie zasługuję na nią, żeby poszukała sobie lepszego mężczyzny, odpowiedzialnego. Ja taki nie byłem. Odeszła. Była w porządku. Ja byłem do niczego. Wybrałem alkohol. Miałem wtedy niecałe 18 lat...
Było dużo alkoholu w moim życiu, właściwie to alkohol zdominował mnie zupełnie. Pamiętam pewną imprezę... to było jakoś w 1991r. spotkałem kolegę, wyszedł wtedy z kryminału, byliśmy zawsze dobrymi kumplami, tak mi się wtedy wydawało... Zrobiliśmy imprezę, na której upiłem się do nieprzytomności. Oprzytomniałem w szpitalu. Okazało się że przeszedłem poważną operację. Byłem pobity, niemalże na śmierć.
W trakcie wspomnianej imprezy kumpel zaczął mnie bić, potem ciągnął mnie za nogi po schodach, głową obijałem o wszystko co się dało. Okazało się, że wtedy życie uratowała mi pewna pani doktor, która przechodziła osiedlem i zobaczyła moje nogi wystające z kontenera na śmieci. Moja twarz była kompletnie zmasakrowana i zakrwawiona. Obrażenia wewnętrzne też liczne. Ubytek krwi olbrzymi. Trafiłem na blok operacyjny. Lekarze nie dawali mi żadnych szans. Po odzyskaniu przytomności wyszedłem ze szpitala na własne żądanie. Byłem uparty ale i zdeterminowany żeby wyzdrowieć. Byłem też później podziękować Pani Doktor i będę jej wdzięczny do końca życia. Miałem szczęście, że mnie zauważyła inaczej już bym pewnie nie żył.
Nie byłem grzecznym synem, rodzice nie umieli sobie ze mną dać rady, kiedy zmarli zostałem w mieszkaniu sam z bratem. Najpierw opłacaliśmy wszystkie rachunki za mieszkanie regularnie, jednak nie trwało to długo, potem zaczęły się tworzyć zadłużenia. Brat miał kobietę, która zmotywowała go do spłaty długów ja jednak się wyprowadziłem.

Bezdomność

Najpierw mieszkałem u jednego kolegi potem u drugiego i tak mijało. Najdłużej udało mi się mieszkać u jednego znajomego 8 miesięcy. Pracowałem gdzie się dało, potem pomieszkiwałem też na cmentarzu, właściwie to tam tylko spałem, trwało to jakieś 2 lata. Pomagali mi grabarze, dorabiałem sobie przy nich i miałem na picie.

Moja walka

Jakoś w 1998r. koleżanka powiedziała mi o Barce, tylko był jeden warunek – nie można było pić. Stwierdziłem, że chcę spróbować, chciałem przestać pić, chciałem zmienić swoje życie. To było krótko przed Wigilią Bożego Narodzenia. Chodziłem na terapię, zamieszkałem w Barce. Tam pracowałem, leczyłem się, tam miałem dom... Po pierwszym leczeniu wytrzymałem w trzeźwości 4 miesiące, po drugim 7 miesięcy. Potem trafiłem znowu na ulicę. Spałem gdzie się dało przez ok. rok czasu. Głównie przebywałem na cmentarzu. Piłem codziennie. Kiedy zacząłem trzeźwieć, pojawił się Ksiądz Krawiec. Zachęcił mnie do kolejnego leczenia. Powiedział:
  • Spotykamy się na Barce!
  • Dobrze. – powiedziałem – jadę na leczenie, ale po leczeniu nie chcę iść do tego miejsca, z którego 2 razy już wyleciałem.

Wielki powrót

Zamieszkałem na Kaczorowni. Wiedziałem, że tym razem zbyt mocno mi zależy i się nie poddam. Terapeutka wytłumaczyła mi moją chorobę, moje ataki padaczki. Wiedziałem, że gdy wypiję będę miał atak, który różnie może się skończyć jeśli nie otrzymam od razu pomocy. Mój organizm potrzebował już nie 1 kieliszka, a 1 butelki wódki. Dowiedziałem się, że gdy przestanę pić moje ataki skończą się same. Tak po prostu, odejdą. Wiedziałem to wszystko, poznałem w teorii i w praktyce swoją chorobę alkoholową. Mimo to jeszcze raz chciałem sprawdzić swój organizm. Chciałem sprawdzić, czy ci wszyscy lekarze mówią mi prawdę.
Pewnego dnia przeprowadziłem eksperyment. Wcześniej poinstruowałem swojego kumpla z pokoju co ma robić w razie czego i jak mi pomóc. Wieczorem wypiłem 50-tkę. Kumpel też twierdził że terapeutka mi „wodę lała”. Nie lała. Z samego rana dostałem ataku, mimo, że minęło już trochę czasu i byłem pewny, że nic się już nie wydarzy. Kolega mi pomógł, uratował mi życie, miałem nauczkę i od tej pory nie wypiłem już nigdy więcej. Postanowiłem sobie, że już nikt nigdy nie zobaczy mnie przy kieliszku. Obiecałem to nie tylko sobie ale też swojej siostrze.

Nowe życie

Jestem wytrwały. Teraz mam nową szanse na zmianę swojego życia. Nie zmarnuję jej. Poza tym teraz walczę z moim kolejnym nałogiem... Palenie. Wspiera mnie w tym moja rodzina. Wczoraj dzwonił siostrzeniec, któremu obiecałem, że do maja przestanę palić, więc mam dodatkową motywację.

Wszystko jest możliwe, gdy się pracuje z głową!

Rejestr zmian podstrony
Informację wprowadził(a): Adrian Kastura (2013-03-04 09:08:20)
Informację zmodyfikował(a): Adrian Kastura (2013-03-04 09:10:50)
Liczba odwiedzin: 2573

Stopka

Zamknij